Relacja, a tresura

autor: Gosia Rogulska

Fot. Magda Senderowska

W dzisiejszych czasach coraz powszechniejsze jest stwierdzenie, że do owocnej i przyjemnej współpracy człowieka, ze zwierzęciem potrzebna jest między nimi dobra relacja – wszystko jedno czy mówimy o koniu, psie, kocie, króliku, chomiku czy szczurze. Słusznie zauważono, że zwierzęta lubiące swoich ludzi, dobrze przez nich traktowane są chętniejsze do wspólnych zajęć, niż zwierzęta traktowane jak rzecz potrzebna do osiągnięć sportowych. Tym samym ludzie chcący mieć konia który rży na ich widok i leci galopem z drugiego końca padoku łatwo mogą się naciąć na szkolenia z „relacji” gdzie tak naprawdę uczą się tresury.

Czym jest tresura, a czym relacja?
Tresura to wielokrotne powtarzanie określonego w programie zadania/ćwiczenia przy użyciu systemu nagród i kar po to, by wyrobić reakcję na ustalony sygnał (odruch warunkowy). W definicji tresury nic nie ma o stosunku człowieka do zwierzęcia, w naszym wypadku konia. Co więcej, jednym z filarów jest używanie systemu nagród i kar, gdzie w tym przypadku kara w większość (jeśli nie zawsze) jest przemocą – krzyknięciem, uderzeniem batem czy kopnięciem.
Obserwując różne szkoły i znając tą definicję dość łatwo można zauważyć, gdzie uczy się tresury. Powtarzanie 273612 razy tego samego ćwiczenia, za każdorazowy brak reakcji lub reakcję zbyt wolną trach! z całej siły batem. Ciągła rutyna, wszyscy działają według tego samego schematu, określonego w planie.

To co to ta relacja?
Co ciekawe, „relacja” sama w sobie ma wiele znaczeń, ale nie znalazłam definicji opisującej „chemię” między człowiekiem, a zwierzęciem. Posiłkując się definicją relacji interpersonalnej można stwierdzić, że relacje to sposób w jaki wyrażamy siebie, swoje uczucia i swoje potrzeby. Jeśli nasze relacje mają się kiepsko (np. nie umiemy przekazać naszemu kopytnemu czego od niego chcemy w sposób zrozumiały dla niego i wpadamy w złość), będzie w nich dominował strach, nieufność, wrogość i inne nieprzyjemne odczucia. Jeśli jednak nasze relacje mają się dobrze to w naszym „partnership” będzie zupełnie odwrotnie – koń sam otworzy się na człowieka, będzie poszukiwał kontaktu i łatwiej, w harmonii będziemy osiągać kolejne cele. Na relacje z naszymi końmi pracujemy, nie da się tego wyuczyć. Tutaj sprawdza się powiedzenie, że koń jest jak lustro. Jeśli w naszych relacjach coś nie gra, jest sama dominacja, wrogość i niesłuchanie drugiej istoty, to nasz koń będzie zwyczajnie niechętnym do pracy, uciekającym po padoku na widok kantara dzikim mustangiem.

No i co tu wybrać? Relację czy tresurę?

Dość łatwo zauważyć, że relacja jest trudniejsza do osiągnięcia, niż wytresowanie konia. Czemu, więc uważam, że warto zapracować na relację zamiast ślepo tresować?
Tresura w moich oczach w dużej mierze opiera się na strachu. Strach konia przed karą, przed tym batem, krzykiem czy ostrogą wbitą w bok. Widzę nadużywanie kary, za to rzadko widzę nagrodę za dobrze wykonane zadanie – właśnie dlatego tresura wydaje się łatwiejsza. Pięknie, mamy konia zrobionego na guziki, zrobi dla nas wszystko tylko pytanie czy zrobi to dlatego, że chce czy dlatego, że się boi nie zrobić? Czy też się w tym spełnia, czy spełnia tylko nasze zachcianki i jak zdejmiemy sprzęt to opuści nas żwawym kłusem? Sama kiedyś wpadłam w koło tresury myśląc, że właśnie buduję piękną relację podczas gdy, mój koń powoli przestawał być koniem, a zaczynał maszyną. Pod względem bezpieczeństwa tresura też jest dość felerna – zawsze znajdzie się coś straszniejszego, niż my dla naszego konia. Sarna, łoś czy nawet torebka foliowa. I nie mamy wtedy żadnej kontroli, bo instynkty mają pierwszeństwo przed komendami.

Relacja natomiast choć trudniejsza, bo trzeba dużo popracować nad sobą, zauważaniem swoich emocji i tego jak się wyrażamy, jest dużo bardziej trwała i ma według mnie większe profity. Czasem nawet jeszcze nie spojrzymy w stado, a nasz kopytny już nas usłyszał i idzie w naszą stronę. Mimo, że koń się czegoś boi to ufa, że przecież nie wpuścimy go w maliny i przełamie swój strach do tego worka ze śmieciami bez większych cyrków. Dużo łatwiej się współpracuje na jeździe z koniem, z którym mamy dobre relacje. W takim duecie panuje harmonia, zrozumienie i otwarcie na potrzeby obu stron.W tym roku miałam dość mocny sprawdzian naszej relacji z Mist. Szłyśmy lasem, obok siebie i nagle, wychodząc za górkę, kilka metrów od nas pojawił się łoś. Cała nasza trójka się przestraszyła, łoś odbiegł żeby popatrzeć na nas z bezpiecznej odległości, a ja totalnie zapominając, że przecież jestem z koniem na spacerze, stwierdziłam „Oooo jaki piękny, zrobię zdjęcie”… i w tym momencie usłyszałam szczękanie zębów przy swoim uchu. Mist ruszyła się może o krok i tak za mną stała, cała się telepiąc ze strachu. Stwierdziłam, że no dobra, nie robię zdjęcia, bo mi jeszcze koń na zawał padnie i spokojnie się wycofałyśmy. Bez dzikich, przerażonych galopów. Bez szarpania. Bez krzyków i batów. Na luźnej, delikatnie uspokajającej linie. Sama byłam w szoku, że trzymała się mnie zamiast lecieć do stajni, do stada.
I tak działa relacja. „Ufam Ci i skoro ty nie uciekasz, to widocznie nie ma takiej potrzeby”.

Na zakończenie odczarowując trochę tresurę…
Żeby nie być zero-jedynkową – sztuczki. Sztuczki to 100% tresury w tresurze, ale… niektóre konie bardzo lubią sztuczki. Spełniają się w nich, czują się takie dumne, chodzą napuszone jak pawie. I w tym momencie uważam, że tresura może pomóc w relacji. Jeśli obie strony mają z tego zabawę, dobrze się w tym czują, a dalej są otwarte na siebie to why not? 
Szczególnie wałachy, które wiecznie bawią się w kantarki na padoku, lubią sztuczki. Myślę, że wplecenie tresury w budowanie relacji nie jest złe dopóki nie zmuszamy konia do robienia sztuczek, gdy ten tego nie chce – może tego konia akurat to nie bawi. Wtedy raczej szkodzimy, niż pomagamy.
Wszystko z wyczuciem i słuchając swojego konia, a może trzeba trochę pokombinować i coś zmodyfikować? Pomyśleć co tak na prawdę chcemy wzmocnić – strach czy końską kreatywność? Co gdyby tylko nagradzać za wykonane zadanie i nie karać za brak reakcji?